Dla mnie wolontariat w obozie dla uchodźców na greckiej wyspie Lesvos, był jednym z najlepszych doświadczeń. Gdy wróciłem do Polski po tych 2,5 miesiąca, czułem się, jakbym obudził się ze snu. Moje podejście do życia kompletnie się zmieniło. Uciekając przy tym od „wyścigu szczurów”, w końcu poczułem, że zacząłem żyć pełnią życia. Pracowałem przy różnych projektach technicznych. Pomagałem przy zbudowaniu socjalnej przestrzeni dla samotnych mężczyzn, którzy mogliby tam dobrze spędzać wolny czas, remontowaliśmy dom dla wolontariuszy, zbudowaliśmy kawiarnię w jednym z kontenerów, gdzie każdy mógł się napić darmowej kawy lub herbaty. Pomagaliśmy także przy projektach innych organizacji, takich jak np. UNHCR czy Euro Relief. Grupa, z którą pracowałem, to byli w większości mężczyźni w średnim wieku z Afganistanu i Sierra Leone. To ludzie, którzy wcześniej pracowali jako stolarze, elektrycy czy budowlańcy, których umiejętności bardzo się przydawały w obozie. Na brak pracy i nudę nie mogłem narzekać. Jedną z najważniejszych rzeczy, jakich się tam nauczyłem to to, że pieniądze nie są tak ważne w życiu, jak budowanie relacji z ludźmi i pomaganie. Niezależnie od tego, z jakiego kraju pochodzisz, w jakiego boga wierzysz, czy jaki masz kolor skóry. Liczy się to, co masz w sercu i jakim człowiekiem jesteś. Jeśli chodzi o współpracę z Caritas Polska oraz organizacją Movement on the Ground, to muszę przyznać, że ci ludzie stali się tam dla mnie jak rodzina. Zawsze otrzymywałem od nich pomoc, mogliśmy sobie pożartować, ale co najważniejsze – skutecznie pomagać ludziom. Poznałem tam najmilszych, bardzo pozytywnych i otwartych ludzi. Do tej pory utrzymuję kontakt z wolontariuszami z innych krajów. Gdybym mógł polecić komuś wyjazd na wolontariat do Grecji, to bez wątpienia bym to zrobił, a wręcz bym do tego zachęcał.
Wojtek Zacharski